Mozart nie doczekał swojego domu… Odszedł w schronisku – miejscu, które dało mu drugą szansę na życie, ale nie zdążyło stać się jego prawdziwym domem.
Trafił do nas w opłakanym stanie – wychudzony, zaniedbany, z podejrzeniem kociej białaczki. Diagnoza, która miała być wyrokiem, na szczęście okazała się błędna. I choć jego historia nie skończyła się adopcją, to na pewno nie była historią wyłącznie cierpienia.
Mozart odzyskiwał siły, uczył się ufać, tulić, mruczeć. Z wystraszonego kocura zmienił się w puchatego łakomczucha, który potrafił cieszyć się każdą chwilą blisko człowieka. Kochał głaski, ciepłe posłanie i dobre jedzenie – może aż za bardzo. Ale kto mógłby mu się oprzeć?
Do końca był otoczony troską i miłością – taką, jaką mogliśmy mu dać. Mimo że nie znalazł swojego człowieka na zawsze, miał nas. I wierzymy, że czuł, że jest ważny.
Mozart odszedł cicho, bez burzy. Zasnął, jakby w końcu usłyszał ciszę, na którą tak długo czekał.
Dziękujemy Ci, Mozart, za każdą chwilę.
Twoje mruczenie wciąż wybrzmiewa w naszych sercach – jak najpiękniejsza, nieskończona symfonia. 🎼🌈